ostatnie dni - po tym dwutygodniowym pedzie przedfestiwalowym - to te dni są takie z dętką na flaku ;) zbieram się i ruszam ale z oporami. i tak jakoś wolniej mi wszystko idzie. a i pogoda wciąż u nas za oknem szara. bo pada. i burze sobie gruchoczą co chwile. a dziś rano przyleciał mój ćwirek. całyu biedny uczapiżony, bo mokry od deszczu na fest. osobisty mój gołąb. wyprodukowany, wysiedziany, a potem jeszcze wychowany na moim balkonie. bo wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy ni stąd ni zowąd postanowiłam w końcu po miesiącu wkroczyć na balkon (a nie tylko zaglądać tam). a tu sie okazało, że w betonowej rynnie na kwiaty w gąszczu a'la kwiatków jest gniazdko niewielkie. a w nim małe jajko. a na jajku gołąb. a ponieważ cała rodzinka nie należała do brudasków, więc pogodziliśmy się z ich niechcianą wprowadzką na naszą posesję ;) jajko pękło. gołąbek urósł. i po miesiącu już ich nie było. tylko czasem zaglądali sprawdzić czy żyję ;) po roku znowu po długim niewychodzeniu wyjrzałam na balkon. ho! było znowu gniazdko. ale w nim tym razem dwa jajka :) jakież śliczne i wesołe z tymi swoimi małymi główkami były dorastające pisklaki :) dorosły i się wyniosły. a ten który wraca (być może za każdym razem jest to inny gołąb, ale kto ich tam wie?;), to ten powracający został ochrzczony imieniem ćwirek.
ćwirek przylatuje z czasem zaglądając tylko na balkon. a raz nawet przez drzwi balkonowe, do mieszkania :) bo kiedyś zdarzyła mi się drzemka przy otwartym balkonie. jakież było moje zdziwienie i śmiech, kiedy otworzyłam oko i zobaczyłam truchtającego po mojej podłodze gołębia :)
a dziś już ostatni z truskawkowej serii przepiśnik :) z miseczką pełną truskawek i guziczkami czerwonymi jak moje ulubione owoce :) mniam właśnie w kuchni czekają na mnie wie miski truskawek, więc żegnam się radośnie - pa! :)
marysJa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz